powrót
Kierunek Birże.Śladami kalwinistów na północnej Litwie

Jest rok 2017, Rok Reformacji, ogłoszony także na Litwie. Jedźmy zatem tej jesieni do Birż, Sołomieścia, Szwabiszek, Popiela — śladami Radziwiłłów dystryktu żmudzkiego Jednoty Litewskiej, organizacji skupiającej polskich i litewskich ewangelików, o korzeniach sięgających XVI wieku.
Polacy do radziwiłłowskich Birż nie zaglądają często. To już jest ta Litwa trochę bardziej obca, rzadko opisywana w przewodnikach czy artykułach prasowych. Nie taka swojska, jak mówiące wciąż w jednej piątej po polsku Wilno. Niesłusznie. Birże spragnionemu wrażeń historycznych czy kulturalnych są w stanie wiele zaoferować. Birżański zamek, historia rodu Radziwiłłów, pamięć o wielokonfesyjnym Wielkim Księstwie Litewskim, wyśmienite birżańskie piwo, a także najstarsze sztuczne jezioro na Litwie. Mnie po szlakach reformacji w birżańskim powiecie oprowadzał w tym roku sympatyczny duchowny mówiący doskonałą polszczyzną — pastor Rimas Mikalauskas. Zanim został proboszczem w kościele kalwińskim w Birżach, odbył studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Dziś, mając żonę Polkę, jest trochę łącznikiem między litewską teraz, a polsko-litewską niegdyś przeszłością.

Niewielkie wyznanie
Według spisu powszechnego z 2011 roku na Litwie mieszka obecnie 6,7 tys. ewangelików reformowanych, co daje 0,22% mieszkańców. Kiedyś było ich o wiele więcej. Na Litwie są i tak liczniejsi niż w Polsce — według danych Kościoła Ewangelicko-Reformowanego mamy w Rzeczypospolitej ok. 3,5 tys. kalwinistów. Jak informuje mnie Tomasz Mincer, członkowie redakcji Miesięcznika Ewangelickiego zaniżają nawet tę liczbę o całe dwa tysiące. W szlacheckiej republice polsko-litewskiej kalwinizm był trzecim wyznaniem po katolicyzmie i prawosławiu. Dominował wśród szlachty protestanckiej, inaczej niż wśród niemieckiego mieszczaństwa, gdzie triumfy święcił luteranizm. Po tym, jak w połowie XVI wieku do Rzeczypospolitej przeniknęły nauki wielkich reformatorów ze Szwajcarii, Kalwina i Zwingliego, powstały trzy wielkie Jednoty: Wielkopolska, Małopolska i Litewska, które skupiały poszczególne zbory. Początkowo protektorami wiary reformowanej na Litwie byli Mikołaj Radziwiłł Czarny oraz Mikołaj Radziwiłł Rudy. W wyniku kontrreformacji kalwinizm zaczął się cofać, ale przetrwał aż do rozbiorów. Wiarę reformowaną tolerowała carska Rosja.
Na Litwie kalwinizm rozkwitnął ponownie wraz z odzyskaniem przez kraj niepodległości w 1918 roku. Wśród założycieli młodego państwa litewskiego byli reformowani — generałowie Silvestras Žukauskas i Jonas Nastopka, minister Martynas Ycas, adwokat i sygnatariusz z 1918 roku Jokubas Šernas, prof. Jonas Ycas, dziennikarz i poseł na Sejm Konstantinas Kregžde. Wtedy siedzibą lokalnej Jednoty zostały Birże, zaś po polskiej stronie — Wilno. Na czele tej ostatniej organizacji stanął zasłużony w bojach z caratem pastor Michał Jastrzębski. O stosunkach między dwoma Jednotami jeszcze napiszemy w tym artykule.

Ewangeliczką jestem od pokoleń
Pierwszą rozmówczynię spotykam w domu parafialnym w Birżach, powiatowym mieście leżącym w północnej Litwie, historycznie uznawanym za stolicę kalwinizmu. Zatrzymuję się na parę dni w lokalnej parafii nad pięknym jeziorem.
— Ewangeliczką jestem od pokoleń, w kościele birżańskim byłam ochrzczona, tu przeszłam konfirmację — mówi młoda urzędniczka parafialna Inga Krisiukčnaitč. Prezentuje mi przy okazji historyczną mapę Birż, która wisi w gabinecie. Pytam ją, co to znaczy być protestantem. — Musimy to rozdzielić. Czym innym jest bycie ewangelikiem w ogóle, czym innym na Litwie. Bo my tutaj od wielu lat jesteśmy mniejszością. To duża odpowiedzialność, by reprezentować nasz mniejszościowy Kościół w katolickiej Litwie — odpowiada. Tu na północy protestantyzm jest czymś naturalnym, ale jak pojechała studiować w Wilnie, okazało się, że dla większości kolegów i koleżanek religia Kalwina kojarzy się z kartką w książce historycznej, a nie z czymś współczesnym. Trochę historyczna skamielina — mówili ci znajomi, którzy niechętnie nastawieni byli do wszelkich religii.
W Kościele reformowanym zaangażowana jest od dziecka. Wszystko zaczęło się od obozów letnich organizowanych w Radziwiliszkach niedaleko Birż. Później została liderem takiego obozu, przyszło członkostwo w kalwińskiej organizacji młodzieżowej „Radvila”. Z chodzeniem do kościoła co niedzielę Inga ma problem, bo pracuje w Muzeum w Birżach. — Ale jak tylko mam wolny dzień, staram się być na nabożeństwie — uśmiecha się.
Pastor Rimas Mikalauskas, który zaprosił mnie do Birż i u którego się zatrzymałem, 50 lat, żona, trójka dzieci, dodaje: — My w Kościele reformowanym nie mamy, takiego obowiązku, by zawsze być na nabożeństwie. Ale dobry protestant o tym pamięta.
Proboszcz parafii birżańskiej z wykształcenia jest historykiem, miał etap pracy w Sejmie Litwy, tuż po przełomie. Świetnie orientuje się w historii lokalnych ewangelików. W 1998 roku został ordynowany w Kiejdanach na diakona, po paru miesiącach na księdza. Później pełnił urząd proboszcza w parafii kiejdańskiej. Od 2003 stoi na czele wspólnoty reformowanej w Birżach. Szybko znajdujemy wspólny język, nie tylko dlatego, że świetnie mówi po polsku.

Protestancka tradycja w birżańskim muzeum
Z pastorem Rimasem podjeżdżamy samochodem do Muzeum w Birżach. Nie mamy zbyt wiele czasu, żeby zatrzymywać się w każdej sali, bo na popołudnie mamy zaplanowaną wycieczkę śladami lokalnych parafii kalwińskich. Ale w muzeum jest co oglądać. Najbardziej interesuje nas izba, gdzie przedstawiono wielokonfesyjne oblicze powiatu birżańskiego. Oglądam biblię po łotewsku, wydaną w Mitawie w 1898 roku. Dziesięć przykazań wyrytych na desce przywiezionych ze zboru w Szwabiszkach. Wszystkie przykazania są po polsku. Dalej oglądamy Biblię Brzeską — księgę o ogromnej wartości dla protestantów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Pastor Rimas pokazuje mi strój superintendenta generalnego Jednoty Litewskiej Povilasa Jakubenasa, ojca znanego kompozytora litewskiego Valdasa. Zaraz obok spoglądam na urządzenie do niedzielnej kolekty. W oczy rzucają się stare druki protestanckie spisane po litewsku, ale polskimi literami.
— Teraz mamy całą dyskusję polityczną na Litwie, czy możemy używać „w”, „sz” czy „cz”. U nas to już wszystko było ponad sto lat temu — śmieje się pastor. Daleki jest od wszelkiego nacjonalizmu czy modnego w nadbałtyckim państwie litwocentryzmu. Parę lat temu podpisał wraz z innymi intelektualistami litewskimi list otwarty przeciwko honorowaniu nacjonalistycznego premiera Litwy z 1941 r. Juozasa Ambrazeviciusa-Brazaitisa.
— Narodowość i język w Kościele są w gruncie rzeczy drugorzędne, one są ważne jako narzędzia do głoszenia słowa Bożego. Teraz ludzie kłócą się, który program jest lepszy, Linux czy Windows. Każdy może mieć swój, ale żeby prześladować kogoś tylko dlatego, że używa Windows? To zupełnie głupie — z uśmiechem wykłada swoje credo duchowny.
W Birżach napotykamy nie tylko na ciekawostki kalwińskie. W muzeum znajduje się pianino z kościoła baptystów w Szawlach.
— Kościoły protestanckie takie jak zielonoświątkowcy wywodzą się z Kościoła reformowanego — przypomina pastor Rimas. — Na początku XX wieku wielkiej tolerancji nie było: mówiło się, „to zdrajcy, zostawili swój Kościół”. Ale obecnie w rejonie birżańskim Kościół współpracuje z zielonoświątkowcami, prowadząc od 15 lat dom dziecka.
Polskość i litewskość
Ciekawi mnie tablica z dziesięcioma przykazaniami spisanymi po polsku ze zboru w Szwabiszkach. Dziś trudno sobie wyobrazić, że jeszcze na początku XX wieku mnóstwo ludzi w powiecie birżańskim było polskojęzycznych. — Nabożeństwa były po litewsku dla chłopów, po polsku dla szlachty — opowiada pastor Mikalauskas. — Pastor Wilhelm Mieszkowski, dla Litwinów Meškauskas, który umarł w 1920 roku, mówił po polsku i po litewsku. Z kolei pastor Pietkiewicz mówił po litewsku, ale na jego nagrobku mamy napis po polsku — objaśnia duchowny. Delegaci na synody musieli jeszcze wówczas mówić i pisać po polsku, bo taki był urzędowy język Jednoty Litewskiej. Jeszcze przed I wojną światową Jednota Litewska była głównie polskojęzyczna, z wyjątkiem dystryktu żmudzkiego, z siedzibą w Birżach, który pracował w obu językach. Dopiero powstanie niepodległego państwa litewskiego doprowadzi do lituanizacji Kościoła reformowanego, powstałej w 1918 roku Jednoty Birżańskiej. Kalwińskie Wilno po akcji Żeligowskiego z jesieni 1920 roku zostanie po stronie polskiej, zaś Litwini zaczną budować swój bardzo postępowy Kościół reformowany w Litwie Kowieńskiej, o którym z podziwem pisał w 1935 roku w reportażu dla warszawskiego pisma „Jednota” Włodzimierz Sakowicz. W birżańskim muzeum znajdują się kalwińskie pisma z okresu niepodległej Litwy: „Musu žodis” („Nasz słowo”) i „Sejejas” („Siewca”).
— Jeszcze na początku XX wieku polskość czy litewskość interpretowano zupełnie inaczej. — Można było być Litwinem i mówić po polsku — wchodzimy sobie w słowo, bo obaj wiemy, jak to jeszcze sto lat temu funkcjonowało. — Jestem Żmudzinem i mówię po polsku; czy używając języka Mickiewicza, przestaję być członkiem społeczności litewskiej? — pyta mnie żartobliwie pastor Mikalauskas. Wspominamy postaci Oskara Miłosza, Michała Römera i Stanisława Narutowicza. — Dużą szkodą dla naszej historii było to, że nie wyrobiliśmy sobie republikańskiej tożsamości takiej jak Brytyjczycy — mówi pastor, który w Wilnie studiował historię.
Idziemy do innej sali i oglądamy obrazy, które muzeum w Birżach podarował Bronisław Piotrowski, bo litewsku Bronius Petrauskas. Widzę portrety Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy kopię obrazu Jacka Malczewskiego. Te nazwiska u Polaka z Warszawy powodują wzruszenie. — Z Bronisławem Piotrowskim zawsze rozmawialiśmy po polsku, on był strażnikiem polskości w Birżach — mówi kapłan. Jak odszedł, nie ma w Birżach z kim rozmawiać po polsku. Chyba, że z żoną, która pochodzi z polskiej społeczności z Trok.

Wokół Birż
Jedziemy na wycieczkę śladami kalwińskich parafii leżących wokół Birż. Zwiedzamy zbór, który znajduje się w Szwabiszkach, gdzie od czasu do czasu ks. Mikalauskas prowadzi nabożeństwa. Świątynią opiekuje się lokalna mieszkanka Odeta Rapkeviciene, która mieszka w pobliskiej wsi. Przyjeżdża do Szwabiszek i otwiera nam drzwi do kościoła.
— Pochodzę z mieszanej rodziny, ojciec był katolikiem, matka ewangeliczką — mówi Odeta. Takich historii trochę tu można usłyszeć, bo po wojnie dla większości ludzi czynnik wyznaniowy nie odgrywał większej roli. Mieszane pary zdarzyły się zresztą także przed wojną. Pani Odeta jest nieco skrępowana obecnością dziennikarza z Polski i ma problem z powiedzeniem, co dla niej kalwinizm znaczy osobiście. — W dzieciństwie nie chodziłam do kościoła, dopiero gdy zamieszkałam koło Szwabiszek, zaczęłam uczęszczać na nabożeństwa.
Patrzę na stronę Kościoła ewangelickiego w internecie. Ostatnie nabożeństwo odbyło się tutaj w połowie lipca. Na kolejne przyjdzie czekać do 1 listopada. Murowany zbór w Szwabiszkach został zbudowany w 1789 roku na podstawie wcześniejszej decyzji synodu. Obok zboru znajduje się cmentarz ewangelicki z nagrobkami w języku litewskim. Jeden nagrobek jest w języku polskim, jeden w niemieckim — leży tutaj żołnierz z czasów I wojny światowej. Cmentarzem także opiekuje się Odeta.
Kolejne kroki kierujemy do Poniewieża, gdzie ma powstać kolejny kościół reformowany na Litwie. W internecie można już nawet zobaczyć dokładny plan. Rozpoczęła się także zbiórka pieniędzy. Na razie kalwiniści modlą się w świątyni luterańskiej przy ul. Ukmerge’s (Wiłkomierskiej). Od razu widać, że to kościół niekalwiński. Poza różą Lutra możemy tu zobaczyć wizerunek Męki Pańskiej, którego reformowani nie uznają. Wcześniej kościół przy ulicy został zwrócony reformowanym, ale w końcu wzięli go w posiadanie luteranie, których po prostu jest więcej. Do luteranów świątynia należała także do 1940 roku.
— Osobne modlitwy mają tutaj luteranie, osobne reformowani. By odprawić nabożeństwo, przyjeżdża luterański pastor z Kiejdan, pastor Malinauskas oraz kalwiński ks. Stankevičius z Wilna — mówi pastor Rimas. W czasach sowieckich w poniewieskim kościele protestanckim był sklep gospodarczy, w którym można było kupić młotki, gwoździe.
Przewodniczący rady parafialnej w Poniewieżu Puodžiunas: — Być protestantem na Litwie, to być w mniejszości. Wokół ciebie są sami katolicy... Nie mógłbym zostać katolikiem, bo u mnie po prostu inna tradycja rodzinna. — Dzieci Puodžiunasa są katolikami, bo żona jest katoliczką. — Trochę żal — przyznaje przewodniczący rady. Nabożeństwa kalwińskie odbywają się w Poniewieżu dwa razy w miesiącu. Na każdym jest Petras.
Jedziemy parędziesiąt kilometrów dalej. Gdy jesteśmy już w kościele reformowanym w Sołomieściu, przychodzi do nas Jonas Naktinis, sześćdziesięciolatek, na co dzień kierowca, który mieszka w pobliżu i pochodzi ze starej protestanckiej rodziny. Jest delegatem na synod Kościoła. Czuwa nad tym, co się dzieje w parafii. Po prawdzie to już nie parafia, a filia parafii birżańskiej. Nabożeństwa odbywają się tu tylko od wielkiego dzwonu. Drewniany zbór powstał tu parę lat przed Potopem Szwedzkim, obecny budynek w 1830 roku. Dziś w miasteczku zostało parę rodzin ewangelickich. W środku zbór jest lekko zaniedbany, przydałby mu się solidny remont. Moją uwagę przyciąga zabytkowe pianino. Niestety, by dokonać renowacji, potrzebne są środki, którymi obecnie kościół nie dysponuje. — Słowo Boże, Pismo i wiara — to dla mnie protestantyzm. Nie wyobrażam sobie, by być katolikiem — mówi Jonas Naktinis. Filia w Sołomieściu to już jednak tylko wspomnienie dawnej wielkości. Już przed wojną nie było tu pełnoprawnej parafii.
Gdy wychodzimy z cmentarza ewangelickiego na ulicę Biržu (Birżańską), pastor Mikalauskas pokazuje mi domy, gdzie mieszkali ewangelicy. — A tutaj mieszkał jeden Karaim, który nadzorował karczmę — uśmiecha się. Radziwiłłowie  otaczali opieką w swoim kraju tę społeczność, bo za Karaimami szła opinia, jak byśmy dziś powiedzieli, dobrych ochroniarzy.

Pastor Konstanty Kurnatowski łączył Polaków i Litwinów
W Kielmach, oddalonych spory kawałek drogi od powiatu birżańskiego, które przez lata należały do protestanckiej, sławnej rodziny Grużewskich, jest zbór reformowany, ale podobnie jak w Poniewieżu rządzi nim obecnie parafia luterańska. Kielmy mają spore znaczenie historyczne dla lokalnych kalwinistów. Tutaj proboszczem był chociażby Konstanty Kurnatowski, dla Litwinów Konstantinas Kurnatauskas, który u kresu II Rzeczypospolitej został superintendentem generalnym Jednoty Wileńskiej w polskim jeszcze Wilnie. Pastor, mówiący kilkoma językami, studiował w Królewcu i Erlangen (Niemcy). W 1919 roku otrzymał katedrę na świeżo stworzonym Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie. Wyrobił sobie na Litwie autorytet. Ordynacja Kurnatowskiego na superintendenta generalnego polskiej Jednoty Wileńskiej odbyła się 18 września 1938 roku przy ul. Zawalnej w Wilnie. Nabożeństwo odprawił zwierzchnik Jednoty Birżańskiej pastor Povilas Jakubenas. Po nabożeństwie ks. Kurnatowski udał się na Rossę, gdzie złożył kwiaty na grobie marszałka Piłsudskiego oraz wpisał się do księgi pamiątkowej. Mianowanie pastora Kurnatowskiego głową Kościoła reformowanego było symbolem pojednania polsko-litewskiego, gdy parę miesięcy wcześniej Polska i Litwa nawiązały ze sobą stosunki dyplomatyczne. Zresztą nawet przed 1938 rokiem Jednota Wileńska i Jednota Birżańska utrzymywały ze sobą kontakty. Do nawiązania relacji między dwoma częściami podzielonego Kościoła doszło w czerwcu 1929 roku w Królewcu, gdy odbyła się konferencja regionalna Światowego Związku Krzewienia Pokoju. Kościół z Litwy reprezentowali tam superintendent generalny Povilas Jakubenas, a także przewodniczący Synodu i znany polityk Martynas Ycas, polską stronę — Wacław Gizbert-Studnicki. Na konferencji poruszono ważny temat: „Co mogą uczynić Kościoły dla ustanowienia znośnych stosunków między Litwą i Polską”. Wśród referentów tematu znaleźli się Gizbert-Studnicki oraz Ycas.

Czas pogardy
Ordynacja pastora Kurnatowskiego była najważniejszym wydarzeniem w życiu Kościoła przed wybuchem II wojny światowej. Po wejściu armii sowieckiej na Litwę zacznie się dla reformowanych trudny czas. Za okupacji niemieckiej też nie będzie łatwo. — Pastor Povilas Jašinskas, proboszcz parafii birżańskiej, powiedział z ambony do wiernych, żeby nie przychodzili po mienie odebrane Żydom przez nazistów — opowiada mi w samochodzie podczas drogi do Sołomieścia pastor Mikalauskas. Niestety na więcej Kościół kalwiński nie mógł sobie pozwolić. Przed wojną Żydzi stanowili większość mieszkańców Birż, a w czasie II wojny światowej utworzono w mieście getto.
Okupacja sowiecka przerwała niesnaski między Polakami a Litwinami, ale spowodowała także zniknięcie polskiej społeczności ewangelickiej w Wilnie, która repatriowała się do Polski. Kościół reformowany na Litwie poddano zaś surowym represjom. W kościele wileńskim przy ul. Pylimo urządzono kinoteatr, w kowieńskim — szkołę milicyjną. W Birżach parafia przetrwała, ale poddana została inwigilacji przez Sowietów. Povilas Jašinskas, ostatni ksiądz reformowany w Birżach, zmarł w 1982 roku. Obecnie poświęcona jest mu tablica wewnątrz birzańskiego kościoła. — Protestanci w czasach sowieckich o wiele bardziej cierpieli niż katolicy — mówi pastor Mikalauskas. — Był tutaj komunista, który kazał zburzyć kościół luterański. Katolików trochę bardziej oszczędzał, bo jego matka chodziła do kościoła katolickiego. Matce nie mógł zakazać praktyk religijnych — mówi duchowny. Z kolei w Szwabiszkach było odwrotnie — lokalni komuniści byli pochodzenia protestanckiego i nie zgodzili się na przekształcenie świątyni w magazyn. — Po kościach swoich przodków nie będziemy chodzić do sklepu — powiedzieli. Parafia w Szwabiszkach istnieje do dziś. Tymczasem koło kościoła kalwińskiego w Birżach komuniści zbudowali podwyższenie, które służyło za estradę do imprez masowych. Miało przeszkadzać w modlitwach.
Kościół odrodził się dopiero wraz z pierestrojką i powstaniem niepodległościowego ruchu „Sąjudis”.

Pastorka Sigita
Kościół reformowany na Litwie ma dziesięć parafii i sześciu duchownych. Jednym z nich jest pastorka Sigita Veinzierl. Pochodzi z mieszanej katolicko-protestanckiej rodziny. Gdy jedziemy samochodem do jej kościoła w Radziwiliszkach nad Niemenkiem — tuż pod granicą łotewską — opowiada mi o swojej parafii. Formalnie członków parafii jest 78, realnie na nabożeństwa, które odbywają się dwa razy w miesiącu, przychodzi od piętnastu do dwudziestu ludzi. — Zeszły rok był dla nas wyjątkowy. Mieliśmy trzy śluby, trzy chrzciny, trzy konfirmacje i jedynie dwa pogrzeby — pół żartem, pół serio mówi Sigita.
Konfirmacja Sigity, która odbyła się w Birżach, była w pewnym sensie symboliczna. Był rok 1990 i Kościół zaczął się na nowo organizować. Choć rodzice początkowo negatywnie podeszli do tego wyboru, to po dwunastu latach do Kościoła kalwińskiego przyłączyła się także jej matka. — Czasem to rodzice wprowadzają dzieci do Kościoła, ale może też być odwrotnie — opowiada duchowna. Pytam Sigitę, czy wyobraża sobie bycie katoliczką. — Kiedyś w Poniewieżu trafiłam na kursy dla skautów prowadzone przez katolików. Tam padło stwierdzenie, że prawdziwy skaut musi być katolikiem. Wtedy to mnie zraziło i zabolało, takie wykluczenie — zwierza się duchowna. W 2003 roku nastąpiła ordynacja Sigity jako pierwszej pastorki w historii Litwy. Dziś jest to przedmiot pewnej kontrowersji w Kościele kalwińskim. — Nie chcę ranić Sigity, ale uważam, że popełniliśmy błąd — mówi ks. Rimas Mikalauskas. — Kobiety nie powinny być duchownymi. Sigita zna naszą opinię i jest to dla niej bolesne.
Pastorka z kolei dość krytycznie patrzy na swój Kościół, który uważa za zbyt konserwatywny i skostniały. — Dlaczego młodzi ludzie nie angażują się w życie parafii, dlaczego coraz mniej ludzi jest w kościele? — pyta mnie retorycznie. Ma jednak świadomość, że ze swymi poglądami jest w mniejszości, choć  w Radziwiliszkach czuje się popierana. Ma jednak żal, że mało ludzi występuje w jej obronie. W roku pięćsetlecia Reformacji jest sceptyczna. — Co będzie tu za następne pięćset lat, co z nas zostanie? — pyta się głośno. Na co dzień pastorka wychowuje dziewięcioro dzieci, swoich i adoptowanych. Chce własnym życiem zaświadczyć, jak ważna jest dla niej wiara.
Radziwiliszki nad Niemenkiem zawsze były miastem mieszanym religijnie. Blisko rzeki stoi kościół reformowany, trochę dalej katolicki. — Babcia opowiadała, że w szkole katolickiej dzieci dokuczały protestanckim, a reformowane katolickim — wspomina w rozmowie Sigita. Codzienność regionów wielokonfesyjnych... Radziwiliszki słyną nie tylko z wielowyznaniowości, ale także z faktu, że od lat odbywają się tutaj obozy letnie organizacji „Radvila”, o których opowie mi kolejny rozmówca. A lokalny zbór jest chyba wewnątrz najładniej odnowiony spośród kalwińskich świątyń. Z niemieckich pieniędzy Evangelische Partnerhilfe e. V.

Jesteśmy znani dzięki naszej historii
Szukam w Birżach młodzieży, tutaj na północy Litwy. Znajduję młodą osobę, która chce się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami, choć mieszka w Wilnie. Laurynas Jankevicius ma 26 lat, urodził się w Birżach i jest szefem organizacji młodzieżowej Kościoła kalwińskiego „Radvila”. — Nie jestem kalwinistą z krwi i kości, rodzina matki jest od pokoleń reformowana, ale ojciec jest katolikiem — mówi. Mimo, że kiedyś chłopcy byli chrzczeni w wyznaniu ojca, zarówno on, jak i jego siostra, zostali reformowanymi. — Zanim w wieku 16 lat zostałem konfirmowany, musiałem przejść wiele nauk, podczas których spotkałem swych przyjaciół. Po mojej konfirmacji nie zaprzestaliśmy spotkań, zaczęliśmy się spotykać co tydzień czy nawet częściej. Graliśmy razem, śpiewaliśmy, oglądaliśmy filmy, ale przede wszystkim czytaliśmy Biblię. Później dowiedziałem się o obozach letnich organizowanych dla kalwinistów. Zacząłem przyjeżdżać rok po roku. W końcu zostałem szefem tego obozu — opowiada Jankevicius o swojej drodze życiowej. Dumny jest z przynależności do zacnej organizacji „Radvila” („Radziwiłł”), której nazwa została nadana na pamiątkę protektorów kalwinizmu w północnej Litwie.
Gdy pytam Laurynasa, co to znaczy być reformowanym na Litwie, odpowiada w podobny sposób do moich wcześniejszych rozmówców, nie zaskakuje mnie zbytnio. — Tylko jedna na pięćset osób na Litwie przynależy do naszego Kościoła — mówi. — Ale jesteśmy znani dzięki naszej historii. Radziwiłłowie na Litwie budowali kościoły i szkoły, zlecali tłumaczenie Biblii i publikowali ją, szerzyli wiarę reformacką. Kultura Litwy, jej język i literatura ocalały głównie przez reformację i jej poglądy na oświatę — odpowiada.
Opuszczam Litwę
Wyjeżdżam z Birż w niedzielę tuż po nabożeństwie odprawianym przez ks. Mikalauskasa. Wbrew temu, co mówiła pesymistyczna Sigita, przyszło sporo osób w różnym wieku. Żegnam się z rodziną ks. Rimasa, w tym jego polską żoną. Tego dnia wyjadę do Warszawy, w której też co niedzielę odbywają się kalwińskie nabożeństwa. Kościoły polski i litewski nie współpracują ze sobą tak intensywnie jak na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, często z powodu różnic kulturowych czy językowych, a także trochę bardziej konserwatywnego charakteru litewskiej reformacji, jak mówią mi moi warszawscy rozmówcy. Mam jednak świadomość, że opuszczam teren ważny zarówno dla Polaków, jak i Litwinów, wycinek Rzeczypospolitej Obojga Narodów, gdzie rodzina Radziwiłłów zostawiła po sobie historyczne pamiątki w postaci zamku birżańskiego czy lokalnych zborów. W Roku Reformacji warto wspomnieć ogromną rolę, jaką w dziejach przedrozbiorowej Polski odegrał kalwinizm. Dziś wyznanie reformowane bynajmniej nie jest zabytkiem, jak mówili koledzy Ingi ze studiów, odrodziło się po przełomie i trwa na północnej Litwie, choć może nie tak intensywnie, jak wielu by oczekiwało. Może Rok Reformacji tchnie nowego ducha?
Wiele kościołów, po czasach sowieckiej ateizacji, wciąż jest zaniedbanych i warto by je odnowić, bo są pamiątką wspaniałej przeszłości radziwiłłowskiej.

***
Pytam przedstawicielkę młodego pokolenia, Ingę Krisiukénaité, jaka będzie przyszłość parafii reformowanej w Birżach, w końcu mnóstwo ludzi wyjechało do Wilna lub za granicę, niektórzy po prostu umarli albo przestali chodzić do kościoła.
— Wiesz, pracuję w Muzeum w Birżach, znalazłam taki dokument z 1940 roku, gdy nastała okupacja sowiecka, pastorzy martwili się, jaka będzie przyszłość. Bo zaczęto zamykać kościoły, były represje. A jednak Kościół przetrwał 50 lat ateizacji, odrodził się po 1990 roku — opowiada Inga. — Więc naszej przyszłości nie widziałabym tak pesymistycznie — mówi.
Birżański optymizm — uśmiecham się pod nosem, ale słowa biorę za dobrą monetę.

Tomasz Otocki
(Na fotografii pastor Rimas Mikalauskas)
(artykuł pierwotnie ukazał się w „Przeglądzie Bałtyckim”)