powrót
Skoki - rodzinne gniazdo Juliana Ursyna Niemcewicza

Julian Ursyn Niemcewicz (1758-1841), polityk doby stanisławowskiej, pisarz i dramaturg (autor „Powrotu posła”) urodził się w majątku Skoki położonym nad rzeką Lśną tuż pod Brześciem Litewskim. Dwór, w którym  pisarz przyszedł na świat, nie istnieje, został rozebrany przez jego ojca po wybudowaniu w 1770 r.  obecnego murowanego pałacu. Niemcewicz w „Pamiętnikach czasów moich” wspomina, że nowy pałac był bardzo niepraktycznie zaprojektowany: „Ojciec człowiek o wielkim rozumie i znajomościach miał szanowny mąż ten szczególne niektóre przywidzenia. I tak ułożywszy sobie, iż trzech synów jego nigdy się nie rozdzieli i wspólnie żyć i gospodarować będzie, pałac ten dla trzech razem familii wystawił, co dało mu prawdziwie kształt klasztoru; na dole jeden wzdłuż, drugi w poprzek korytarz, z małymi pokojami, czyli celkami, po bokach; w tych celach trzy familie mieścić się miały. Na górze były dwa obszerne apartamenta i sala do tańcowania z gankiem dla muzyki; w dwóch wieżach skarbiec i inne schowania. Wszystkie mury miały przynajmniej dwa łokcie grubości. Po bokach postawił mój ojciec oficyny i stajnie murowane; wkrótce naprzeciw samego domu –  kościół z organami, i wieśniaków obrządku grecko-unickiego do obrządku łacińskiego przywiódł.”
„Niepraktycznie zaprojektowany” pałac został kilka lat temu odrestaurowany; małe pokoiki doskonale służą obecnie jako biura muzealne. Gniazdo Niemcewiczów jest też wykorzystywane jako pałac ślubów. Kościół, który stał naprzeciwko pałacu i alei wjazdowej nie dotrwał do naszych czasów, a park jest mocno przetrzebiony.

Ludzie Ziemi Brzeskiej
Podstawą kariery Niemcewicza stał się zapewne Korpus Kadetów w Warszawie, potocznie zwany Szkołą Rycerską, do której dostał się dzięki protekcji generała wojsk podolskich księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego. Książę gospodarował także w niedaleko położonym od Skok Wołczynie, miejscu urodzenia króla Stanisława Augusta. Natomiast za Brześciem Litewskim w kierunku na Kobryń leżą Siechnowicze związane z Tadeuszem Kościuszką. Obie znajomości odegrały istotną rolę w życiu Niemcewicza.
Po ukończeniu Korpusu Kadetów Julian Ursyn zaczął robić karierę polityczną przy „familii” Czartoryskich. Został posłem z Inflant, czyli jak dowcipnie  mówiono z „łaczki”, bo po pierwszym rozbiorze pozostał z nich tylko skrawek przy Rzeczypospolitej.  Zasłynął jako jeden z najbardziej aktywnych mówców na Sejmie Czteroletnim (1788-1792), historycy zanotowali, że zabierał głos aż 144 razy. Współcześni mu zapamiętali natomiast przy okazji, że miał ostry język, a jego drwin i złośliwości obawiali się posłowie, a nawet podobno sam król. Był młody, ukończył trzydziestkę; przeciwnicy polityczni nazywali go opozycyjnym „szczekaczem”.
W grubych „Pamiętnikach czasów moich” (wydanych w Paryżu w 1848 r. po śmierci autora), które Niemcewicz zaczął spisywać już po sześćdziesiątce, jest wiele anegdot i opisów różnych szlacheckich przywar. Z perspektywy lat nie patrzy na nie tak surowo, lecz traktuje je raczej z dobrotliwym uśmiechem.  
Nie postępując przykładną koleją...
„Kędy męża i żony najpierwsze staranie
Cnotliwe i rozsądne dzieci wychowanie.
Dzieci, co postępują przykładną koleją,
Stają się ich pociechą i kraju nadzieją.”
 (Podkomorzyna, akt III, „Powrót posła”)

Wydaje się, że niektóre wydarzenia z dzieciństwa Juliana, mogły mieć wpływ na jego późniejsze reformatorskie poglądy i ukształtować jego wrażliwość społeczną. Pisze na przykład w „Pamiętnikach”: „Nie powinienem opuścić jednego w domu naszym w dzieciństwie moim zdarzonego przypadku. Był w domu naszym kucharz imieniem Jan, dobry i wesoły człowiek. Lubiliśmy go, często bowiem dawał nam ukradkiem pączki, powidła etc. Zwykł mawiać ze śmiechem, iż się nie boi piekła, gdyż przyzwyczajony do ognia czuć go w piekle nie będzie. Raz po obiedzie ujrzeliśmy zajeżdżający wóz kryty i wysiadającego zeń jegomości, który list ojcu memu oddał... Zmieszał się ojciec czytając go: był to list od p. Pułaskiego starosty wareckiego, dopominający się o Jana kucharza, jako poddanego tegoż Pułaskiego, zapowiadający ojcu kryminalny proces, jeśliby go nie wydał. Nie chcący kłótni, z żalem oddano Jana. Zaraz okuty i wywieziony został. Czyn tak okrutny boleśnie ścisnął dziecinne serce moje.”
Ten starosta warecki to zapewne jeden z inicjatorów konfederacji barskiej (1768-1772) — Józef Pułaski, który z trzema swoimi synami przystąpił do zbrojnej opozycji przeciw Rosji.
Może to traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa sprawiło, że Niemcewicz jako poseł i protegowany Czartoryskiego dążył do wprowadzenia reformy uwalniającej chłopów z poddaństwa. Gdy mu zarzucano, że on szlachcic za chłopami przemawia i chce im przywrócić wolność naśladując cudzoziemskie obyczaje, bronił się: „Ja w tym miejscu mówić za chłopkami mam największą chlubę, bo nie mają reprezentantów, którzy by się do nich domówili” (przemówienie z dnia 26 I 1789 r. w „Diariuszu sejmu ordynaryjnego... w Warszawie rozpoczętego roku Pańskiego 1788”, t. II, cz. 1).


Powrót kadeta
W swojej komedii politycznej „Powrót posła”, wydanej w styczniu 1791 roku, na kilka miesięcy przed Ustawą Rządową 3 Maja, urabiającej grunt pod reformatorskie zapisy nowej konstytucji, Niemcewicz stworzył postać, która jest uosobieniem szlacheckich wad — to Starosta Gadulski. Jego opozycjonistą w dramacie jest zwolennik reform społecznych Podkomorzy i jego syn Walery — poseł, który wraca z obrad sejmowych do rodzinnego domu. Jak pisał Niemcewicz, każda z tych postaci zlepiona została z kilku typów szlacheckich i nie ma jednego pierwowzoru. A też pojedynczy człowiek to nieraz połączenie w jednej osobie różnych sprzeczności. Niemcewicz wspominając swojego ojca pisze: „Ojciec mój, nim w starości niegodni imienia duchownych księża obłąkali umysł jego zabobonami, był światłym, wielce do ojczyzny przywiązanym obywatelem”. Marceli Niemcewicz „szperał ustawicznie w archiwach koronnych w Warszawie i po aktach ziemskich i grodzkich rozmaitych województw, napisał nawet historię województwa brzeskiego dowodząc, że dawniej do Korony należało; było to, jak mówią Anglicy his hobby horse [ulubiony konik]”  — dodaje syn. Ale różnica pokoleń to jednak często różnica światopoglądowa, a w przypadku Niemcewicza — seniora i juniora — to zderzenie poglądów oświeceniowych z obyczajowością barokową.
Julian miał dziesięć lat, gdy wybuchła konfederacja barska dążąca do zniesienia ustaw narzuconych przez Rosję, a zwłaszcza tych dających równouprawnienie innowiercom. Niemcewicz wspomina tamtą atmosferę domową: „Brzmiała w uszach wszystkich przez niego [ks. Marka] podobno skomponowana pieśń konfederacka; nauczono jej i nas dzieci; nutę jej dobrze dotąd pamiętam, ze strof jedną tylko w słowach:

„Lutry, kalwiny,
Bezbożne syny,
Z ojczyzny matki
Chcą szarpać płatki”.


W czasie siedmioletnich studiów w Korpusie Kadetów w Warszawie, dwa razy udało mu się odwiedzić rodzinne strony. Jako kadet widzi już pewne śmiesznostki w zachowaniu patriarchy rodu: „Wielkie to było w okolicach Brześcia zdarzenie, kiedym ja na wakacje przyjechał. Rzadkie jeszcze było wychowanie w Warszawie, rzadkie pokazanie się młodzieńca w obcym, nie narodowym stroju. Chlubił się ojciec mój widząc syna umiejącego coś więcej jak synowie sąsiadów. Sam mnie egzaminował z łaciny; nie umiejąc ni po francusku, ni po niemiecku, a pragnąc wiedzieć, jakie w tych językach uczyniłem postępki, do obcych osób udawać się musiał. Zaprosił więc do francuskiego języka pannę Zadarnowską z Brzozowca, która także pierwsza w województwie naszym chowała się u madame w Warszawie, ta mnie więc egzaminowała z francuszczyzny. (...) Egzamin z niemieckiego języka nie tak pomyślnie udał się: przywołany do tego arendarz Chaim, gdy zabełkotał do mnie gardlaną hebrajską niemczyzną, ledwiem dziesiątą część mógł zrozumieć i nie odpowiadałem, jak z zająknieniem. Nie był kontent z tego ojciec mój. Kazał mi często chodzić do karczmy dla doskonalenia się w języku niemieckim.”
Opisuje też z dobrotliwym pobłażaniem dewocyjną religijność rodzica:
„Był tam [w Sokach] opodal ode dworu piękny dębowy lasek; ojciec mój pięknie go wyczyścił, porobił rozmaite ulice, postawił kaplicę św. Marii Egipcjanki, słup dla św. Rafała, nadto mnóstwo rozmaitych po drogach posągów malowanych, drewnianych, świętych, pustelników, w różnych postaciach, siedzących, stojących, leżących. A że przez las bity przechodził gościniec, nieraz widma te straszyły konie przejeżdżających, tak iż unosiły podróżnych i powozy łamały. Stąd ustawiczne pozwy i sprawy o ponoszone szkody. Ojciec mój wolał wszystko płacić niż świętych i pustelników swoich usunąć. W wiele dopiero lat potem brat mój, objąwszy Skoki, świętych tych z drogi pozdejmował i wszystkich pod dach w jednym miejscu złożył. Matka moja, najlepsza z kobiet, acz przykładnie pobożna, ubolewała nad wydatkami na tyle murów i tyle świętych, lecz przekładania jej mało pomogły.”


„Dom zawsze ustępować powinien krajowi”
 (Podkomorzy, akt I)
Warto jeszcze odnotować jeden ważny fakt z bogatej biografii Niemcewicza: wziął udział w insurekcji kościuszkowskiej (1794 r.), stał u boku Naczelnika, pisał odezwy, uniwersały, prowadził korespondencję, agitował. Był z nim także w czasie oblężenia Warszawy i łagodził jakobińskie zapędy Kościuszki — odradził mu m.in. powieszenie bpa Wojciecha Skarszewskiego. W bitwie pod Maciejowicami został ranny w prawą rękę i podzielił los przywódcy insurekcji — razem z Naczelnikiem został wzięty do niewoli i wywieziony do Petersburga. Za postawę antyrosyjską Niemcewicza i jego zaangażowanie w uchwalenie i obronę Konstytucji zostały ukarane także rodzinne Skoki: „Ostatnie to były niestety powodzenia nasze, ściągnęły już z głębi Moskwy liczne korpusa pod jenerałem Derfeld, Zubow, Cicjanow, Zagrajski, Glazenhof i okręgiem postępując zagarnęły nas jak w matnię, wszędzie okropne niosąc rabunki i spustoszenia. Nikt ich okropniej nie doznał jak włości ojca mego Skoki, zrabowane przez Derfelda ze szczętem z taką zajadłością, iż nie tylko dom złupiony, konie i bydło zabrane, ale nie przepuszczono małemu pieskowi siostry mojej, którego kozacy na spisach roznieśli. Sędziwy ojciec mój ledwie życie unieść potrafił”.
W niewoli spędził dwa lata, izolowany w drewnianym baraku w twierdzy Pietropawłowskiej. Po amnestii carskiej wraz z Kościuszką emigrował do Stanów w 1797 roku. Strony  rodzinne odwiedził dwa razy w 1802 r. i 1807: „Niestety! jak państwa europejskie, tak i ta wieś moja rodzinna postać całkiem zmieniła” — zapisał w „Pamiętnikach” — „Słodki, lecz rzewny był pobyt mój między rodzeństwem. Ileż dawnych czasów wspomnień wyciskało mi łez z oczu! Sąsiedzi odwiedzali nas często, lecz ledwie część pozostała tych, których miałem w dzieciństwie moim. Każde drzewo, każda chatka poczciwych kmieci naszych przypominała mi dzieciństwo moje”.


Nim się narody oświecą


„Narody szybkim pędem do upadku lecą,
Lecz długo trzeba czekać, niźli się oświecą,
Nim się zwalczą przesądy, duch niezgód obłudny,
Nad wkorzenionym błędem tryumf światła trudny”
 (Podkomorzy, akt I)
Po wojnie, w Republice Białorusi, znacjonalizowany pałac należał do kołchozu; mieściła się w nim najpierw dyrekcja, a potem szkoła. Gdy obok, na miejscu dworskiej koniuszni pobudowano nową szkołę, pałac zaczął popadać w ruinę. Jeszcze na zdjęciach z 2005 roku widać okna zabite deskami.
Dziś jest starannie odnowiony. Odbudowano nawet dwie wieże alkierzowe, które pierwotnie przy nim istniały — (Niemcewicz wspomina, że w wieżach znajdował się skarbiec i inne „schowania”), ale których nie widać na rysunku Napoleona Ordy wykonanym między rokiem 1861 a 1877.
Na końcu alei naprzeciwko wejścia do pałacu stała jednonawowa świątynia katolicka. Wybudował ją ojciec Juliana i w religijnej gorliwości nakłonił okolicznych chłopów unickich do przejścia na katolicyzm. Obecnie nie ma po niej śladu, zburzono ją po wojnie, zapewne w czasach Chruszczowa. W zasypanych podziemiach nadal znajdują się trumny rodziców Niemcewicza — Marcelego i Jadwigi z Suchodolskich oraz ich potomków.
Trudno by szukać po dwóch przeszło wiekach śladów dąbrowy, w której Marceli Niemcewicz stawiał świątki, ale murowana kolumna św. Rafała, zwana słupem, jednak przetrwała — stoi kilometr od wsi, nie w lesie, ale w polu, obok przebiega droga, prawdopodobnie dawny gościniec. Po 6-hektarowym parku z regularnie wytyczonymi alejami nad rzeką Lśną (nazywanej także Leśną) i jej kanałami zostały fragmenty imponującej głównej alei grabowej oraz dwie biegnące równolegle do niej aleje boczne. Można tu zobaczyć wiele starych i rzadkich drzew, wszystko jednak wymaga uporządkowania.
Tyle pozostało w Ziemi Brzeskiej. A w stolicy przetrwała nazwa majątku, który należał do tego wielkiego patrioty – Ursynów.  
Zakończmy tę literacką wycieczkę jeszcze jedną mądrą strofą polityka i poety:
„I my sami byliśmy nieszczęść naszych winą!
Gnijąc w zbytkach, lenistwie i biesiad zwyczaju
Myśleliśmy o sobie, a nigdy o kraju!”
 (Podkomorzy, akt 1)
***
Ciekawym dopełnieniem historii pałacu w Skokach jest fakt, że w obrabowanym w 1915 r. przez bolszewików pałacu, podpisano zawieszenie broni między bolszewicką Rosją
a państwami centralnymi (15 grudnia 1917 roku), poprzedzające Traktat Brzeski (3 marca 1918 r.). W podpisaniu rozejmu w Skokach uczestniczyli: feldmarszałek książę Leopold Bawarski, który przejściowo stąd dowodził frontem wschodnim, gen. Max Hoffmann, a po stronie sowieckiej: Lew Kamieniew, Adolf Joffe (przewodniczący delegacji), Anastazja Bicenko, Michaił N. Pokrowski; stoi Lew Karachan (sekretarz delegacji) (fot. Bundesarchiv)

Autor artykułu:
Dorota Giebułtowicz